Historia Powstania Wyścigu Tour De France


Koniec XIX wieku we Francji i na całym starym kontynencie naznaczony był rewolucją przemysłową, z którą wiązały się niespotykane dotąd możliwości. W 1900 roku w Paryżu odbyły się Światowe Targi, aby uczcić osiągnięcia końca wieku, a jednym z ich głównych trendów był rower – coraz bardziej popularny w Europie. Coraz większą popularnością cieszyły się także wyścigi rowerowe, wśród których dominowała ekstremalna trasa z Bordeaux do Paryża. Dziś nazwalibyśmy to jednodniowym klasykiem, ale zwycięzca pierwszej edycji spędził na trasie ponad 26 godzin!

W międzyczasie jednak Francja borykała się z aferą Dreyfusa, w której żydowski oficer został fałszywie oskarżony o szpiegostwo na rzecz Cesarstwa Niemieckiego. Nie tylko opinia publiczna, ale także redakcja Le Vélo, największego dziennika sportowego, podzieliła się na dwa obozy, a rozłam ten doprowadził w końcu do założenia konkurencyjnej gazety L’Auto. A ponieważ wiadomość ta nie spotkała się z oczekiwanym zainteresowaniem czytelników, postanowiono zwrócić na nią uwagę szerszej publiczności poprzez zorganizowanie wyścigu etapowego dookoła Francji – i tak narodził się Le Tour de France.

Cierpienie na dwóch kółkach

Pierwszych 144 śmiałków wystartowało 31 maja 1903 roku i w ciągu kolejnych sześciu dni ukończyło wyścig, który w niewielkim stopniu przypominał obecny Tour de France. Każdego dnia pokonywali ponad 400 km na ciężkich rowerach, bez sprzętu i pomocy z zewnątrz, polegając wyłącznie na własnej sprawności i umiejętnościach. Zamiast w superlekkich koszulkach z oddychających materiałów, pocili się w ciężkich swetrach lub płaszczach. Nie nosili hełmów aero, ale drony apartmanów. Najlepsi spędzali w siodle około 18 godzin dziennie: starty o świcie i nocne powroty nie były wyjątkiem.

Pierwszy doping w Tour De France

Pomimo wysokiego ryzyka, narkotyki w Tour de France przyniosły pierwszą ofiarę w 1967 roku, kiedy to amerykański kolarz Tom Simpson zmarł na podjeździe na Mont Ventoux – amfetamina spowodowała u niego niewydolność serca. W 1973 roku Max Novich publicznie opisał ten wyścig jako „koszmar kolarstwa” w New York State Journal of Medicine.

Bohaterem pierwszej edycji był Maurice Garin, który zdominował trzy z sześciu etapów i dotarł do Paryża z niewiarygodną średnią prędkością 25,7 km/h. Różnice między uczestnikami były ogromne, a ostatni zawodnik przekroczył linię mety 64 godziny i 22 minuty później. Dziś nic takiego nie mogłoby się wydarzyć: samochód, zamiatarka, zamyka każdy etap i zbiera największych maruderów, którzy następnie kończą wyścig.

Jednak już od drugiej edycji rozpoczęła się seria skandali wokół Tour. Maurice Garin wygrał ponownie, ale stracił tytuł. Wraz z jedenastoma innymi zawodnikami został zdyskwalifikowany za oszustwo: podczas wyścigu korzystali z przejażdżki pociągiem lub samochodem. Francuz Henri Cornet, który do dziś dzierży tytuł najmłodszego faworyta – triumfował w wieku dwudziestu lat.

Pozostawieni sami sobie

Choć przerzutki istniały już we wczesnych latach Tour, kierownictwo wyścigu zabroniło ich montowania w rowerach. Nawet najbardziej strome podjazdy pokonywaliśmy więc w typowy dla siebie, chwiejny sposób, z bardzo ciężkimi przełożeniami. Rowery nie mogły też mieć metalowych obręczy, gdyż organizatorzy obawiali się przegrzewania hamulców na zjazdach i kolejnych kraks z powodu zdzierających się opon. Dlatego używano drewnianych obręczy, a przepis ten został zniesiony dopiero w 1937 roku.

Największą różnicą w stosunku do dnia dzisiejszego był jednak zakaz jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. Podczas gdy dziś najlepsi kolarze są otoczeni opieką wielu techników, lekarzy i masażystów, a wyścigom towarzyszy konwój samochodów drużynowych, pionierzy kolarstwa musieli radzić sobie z wszystkimi rolami sami. Dlatego jeździli np. owinięci w zapasowe dusze.

Z tego zrodziło się wiele historii, z których wyłonili się między innymi bohaterowie. Eugène Christophe wziął udział w Tour de France w 1913 roku i zajął siódme miejsce. Prowadził przez cały wyścig i jako pierwszy dotarł na legendarną górę Tourmalet. Jednak na zjeździe złamał mu się widelec i wszelkie nadzieje na dobry finisz zostały przekreślone. Waleczny Christophe poszedł jednak do najbliższej wioski, znalazł miejscową kuźnię i sam naprawił widelec. Przed końcem etapu wyprzedził czterech kolarzy i zakończył go zaledwie cztery godziny za zwycięzcą. Ponieważ jednak ośmioletni syn kowala nadepnął na jego miech podczas naprawy, zawodnik otrzymał na mecie 10 minut kary za zbędną pomoc.

Bez dopingu nie było możliwości wygrać

Jakkolwiek romantyczne mogą się wydawać początki kolarstwa etapowego, niemożliwe było przetrwanie rygorów Tour de France bez używek. Nikt nie znał wtedy słowa „doping”, więc kolarze tłumili swoje cierpienie na wiele sposobów. Alkohol był częstym elementem zawodów, podobnie jak eter, który tłumił odczuwanie bólu. Dla poprawy wyników stosowano twarde narkotyki – kokaina czy amfetamina stały się niemal obowiązkowym wyposażeniem każdego zawodnika. Substancje takie jak chloroform i nitrogliceryna były również używane, aby wpłynąć na funkcjonowanie tętnic i dotlenienie krwi. Jednak najczęstszym narkotykiem używanym w pierwszych latach była strychnina, którą dziś znamy bardziej jako truciznę.

Henri Pélissier, jeden z najsłynniejszych francuskich kolarzy, wypowiedział się na temat używania narkotyków w 1924 roku. W jednym z wywiadów wspomniał, że rowerzyści jeżdżą na dynamicie, po czym na oczach reportera zaczął bez żenady wyciągać z torby kokainę, chloroform i jeszcze trzy tubki tabletek. Włoch Fausto Coppi powiedział na ten temat: „Nie warto rozmawiać o kolarstwie z tymi, którzy radzą nam [kolarzom], byśmy nie brali amfetaminy.”

Kulminacją tej sytuacji było kilka poważnych incydentów w latach 50. i 60., kiedy to jeźdźcy otrzymywali coraz silniejsze – i bardziej niebezpieczne – substancje. Jean Malléjac stał się symbolem wejścia na Mont Ventoux w 1955 roku, kiedy to, jak twierdzą dziennikarze, zaczął się obficie pocić i zygzakować na trasie. W końcu przestał reagować na otoczenie i stopniowo tracił przytomność. Kiedy w końcu wraz z rowerem runął na drogę, jego luźna noga wciąż tkwiła w powietrzu. Dzięki w porę udzielonej pomocy udało mu się przeżyć.

Komercyjny Tour

W pierwszych latach Tour był otwarty dla każdego. Większość kolarzy nie należała wówczas do świata zawodowego kolarstwa i we Francji nazywano ich touriste-routiers, czyli turystami szosowymi. Z czasem jednak wokół producentów rowerów zaczęły powstawać organizacje kolarskie, które wysyłały na zawody sponsorowanych zawodników. Logicznie rzecz biorąc, profesjonaliści mieli przewagę nad amatorami, przez co wyścigi stały się mniej atrakcyjne. Henri Desgrange, szef całego przedsięwzięcia, wprowadził więc tzw. francuskie drużyny regionalne, które miały konkurować z tymi sponsorowanymi.

W 1930 roku kolejny skandal wstrząsnął zawodami, gdy mimo słabego zdrowia triumfował Belg Maurice De Waele. Jego drużyna, Alycon, przekupiła swoich rywali, by pozwolili im wygrać. Po wyścigu Desgrange ogłosił, że zwyciężył trup i postanowił zakazać startu komercyjnym drużynom w Tour de France.

Ta koncepcja trwała do 1966 roku. W kolejnych dwóch latach Tour powrócił na zasadzie eksperymentu do drużyn sponsorowanych, a w 1969 roku wspomniany eksperyment otrzymał oficjalne błogosławieństwo pod warunkiem, że co kilka lat będzie się odbywała edycja czysto narodowa – co oczywiście nigdy nie nastąpiło.

Żółty ważniejszy niż złoto

Niezależnie od tego, jak bardzo Tour de France zmienił się na przestrzeni ponad stu lat, jedna rzecz pozostaje niezmienna – jego symbolem jest kolor żółty. Podczas gdy w pierwszych edycjach lider był oznaczany żółtą opaską, od 1919 roku lider błyszczy dzięki żółtej koszulce. Wybór tego koloru wynikał nie tylko z jego widoczności w peletonie – żółty był również cechą charakterystyczną magazynu L’Auto.

Każdy zawodnik, który choć na jednym etapie założy słynną maillot jaune, czyli żółtą koszulkę, na zawsze zapisze się w historii kolarstwa. Rekordzistą jest legendarny Eddy Merckx, a jego następcę trudno będzie znaleźć.

Pomimo silnej symboliki żółtej koszulki, kilku kolarzy w historii odrzuciło ją – głównie z powodu solidarności z kolarzami, którzy stracili pozycję lidera przez przypadek. Pierwszym, który tego dokonał był Merckx, który oddał koszulkę po kraksie lidera wyścigu Luisa Ocaña. Joop Zoetemelk zrobił to samo, gdy Bernard Hinault doznał kontuzji kolana, a Lance Armstrong po kraksie Davida Zabriskie.

Karawana rowerowa

Nieodłącznym elementem komercyjnej formy Tour de France jest tzw. karawana, która dla wielu kibiców często znaczy więcej niż sam przejazd peletonu. To konwój od kilkudziesięciu do kilkuset pojazdów sponsorów, których załogi rozdają widzom upominki i zapewniają im rozrywkę, zanim zawodnicy wyjadą na tor. Karawana po raz pierwszy pojawiła się w 1930 roku – wtedy był to jedyny sposób, aby wyciągnąć coś z Tour dla drużyn narodowych. Obecnie startuje w nim do 300 samochodów, które przez półtorej godziny wyprzedzają peleton w ściśle określonej kolejności. Pierwsze miejsca przypadają największym sponsorom.

Kamil

Od 2002 roku interesuje się zakładami bukmacherskimi. Wtedy właśnie postawiłem swój pierwszy kupon u naziemnego bukmachera. Zainteresowanie trwa do dziś dzień i obejmuje takie zagadnienia jak statystyki, prawdopodobieństwa, różnice w dyscyplinach sportu, wpływ czynników na wyniki meczów, jak również poszukiwanie błędów w kursach bukmacherskich.

AKTUALNE POSTY